piątek, 30 sierpnia 2013

"Farbowanie"(?) cassią 21.08.2013

Chcąc rozjaśnić nieco kolor moich włosów lub chociaż ich dodatkowo nie przyciemniać zainteresowałam się cassią. Cassia nazywana jest bezbarwną henną (więcej pisałam o rodzajach henny TU), stosuje się ją głównie w celach pielęgnacyjnych. Jednak nie jest ona obojętna dla koloru włosów. Nadaje złoty połysk, w mieszankach z henną pozwala uzyskać jaśniejsze, rude odcienie. Znalazłam też na jednym z blogów wpis, w którym pokazane były farbowane chemicznie włosy potraktowane cassią, które delikatnie rozjaśniły się - prawdopodobnie cassia wymieszana z sokiem z cytryny i trzymana 12h (!) na włosach przyspieszyła wypłukiwanie się farby, ale złoty  blask też powoduje wrażenie jaśniejszych włosów. Nic nie szkodzi spróbować ;)

Wykonanie


50 g cassi zalałam naparem z rumianku i dodałam sok z 1 cytryny i łyżkę miodu (oba ostatnie składniki mają właściwości rozjaśniające). Mieszanka odstała godzinę, a następnie nałożyłam ją na umyte SLESem włosy. Nie miałam zbyt wiele czasu, więc trzymałam papkę 1,5 h. Spłukałam tylko wodą.


Efekty


Nie trzymałam mieszanki kilku godzin w ciepłym miejscu, aż cassia uwolni barwnik, na włosach cassia działała też niezbyt długo, więc efekt jest słabszy. Włosy nie rozjaśniły się niestety...ale zyskały bardzo subtelny i ładny złoty połysk. Myślę, że dla ocieplenia koloru nadaje się świetnie. Mój aparat niestety ma swoją wizję kolorów, diametralnie różną w każdym świetle, więc zdjęcia niewiele pokażą, ale wierzcie mi na słowo ;)

Przed:                                                                                                                                   Po:


























Poza złotym połyskiem włosy były bardzo lśniące, na prawdę bardzo - jak zaraz po farbowaniu henną. Ten blask i złoty połysk (masło maślane, ale może wiecie o co chodzi :P ) mógłby mnie skłonić do pozostania przy naturalnym kolorze ;) Ale póki co warstwy henny z kilku lat farbowania nie dopuszczą zbyt szybko do naturalek, co nie martwi mnie wcale :) Najbliższe hennowanie będzie mieszanką: cassia + henna :)


Dziewczyny lubiące ciepłe odcienie zachęcam do spróbowania cassi - włosy jak po hennowaniu bez zmiany koloru. Wielbicielki zimnych blondów czy brązów nie będą zadowolone: cassia krótkotrwale, ale jednak ociepli kolor (przy blondzie może nawet efekt będzie znaczny).


Stosowałyście cassię? Co o niej sądzicie?

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Suszenie włosów - naturalne czy suszarką?

Natknęłam się na artykuł na blogu "The Natural Haven" dotyczący badań koreańskich naukowców na temat stopnia zniszczenia włosów w czasie suszenia naturalnego i suszarką. Wszyscy wiemy i nie budzi to naszych wątpliwości, że gorący nawiew  w czasie suszenia  może znacząco wysuszyć i zniszczyć włosy. Ale jak wygląda sprawa letniego nawiewu?

Naukowcy stwierdzili, że suszenie suszarką letnim nawiewem (47°C, 15 cm od włosów) powoduje mniejsze uszkodzenia włosów niż naturalne suszenie.

Temat jest zastanawiający, jednak autorka bloga podważa wiele szczegółów badań - brak konkretnych danych liczbowych i opisu włosów. Czy były wcześniej zniszczone czy nie. Dodatkowo zaznaczam, że uczestnicy badań myli codziennie włosy szamponem z SLS bez użycia żadnej odżywki. Swoją drogą bez suszarki możemy sobie wysuszyć włosy tego typu pielęgnacją ;)

Drugą kwestią przemawiającą za racjonalnych użytkowaniem suszarki jest fakt, że wilgoć może stworzyć świetne środowisko do rozwoju drożdży i bakterii. Dodatkowo wilgotne włosy są podatne na uszkodzenia - chyba żadna z nas nie ma czasu i możliwości żeby kilka godzin siedzieć bez ruchu, aż włosy wyschną ;) Poczytajcie o szczegółach u niezawodnej Mysi


Chciałabym poznać Waszą opinię: suszycie włosy suszarką czy pozwalacie im schnąć naturalnie? Co sądzicie o "sensacyjnym odkryciu" naukowców - letni nawiew może być lepszym rozwiązaniem niż samoczynne schnięcie?

środa, 7 sierpnia 2013

Receptury Babuszki Agafii: Balsam regenerujący

Butelka dobiegła dna, więc czas na recenzję:




Opis producenta


Balsam sprawia, że włosy odzyskują siłę i energię, pielęgnuje włosy, regeneruje i ułatwia rozczesywanie. Producent zaleca pozostawienie balsamu na 1-2 minuty i spłukanie. 


Skład


Na uwagę, oprócz wyciągów ziołowych, zasługuje obecność oleju łopianowego,  z bodziszka plamistego i żurawinowego oraz białego wosku pszczelego i kwiatowego. Dlatego konsystencja balsamu jest faktycznie gładka, mimo niewielkiej ilości chemii ;) Da się? Da się! Można popracować nad konsystencją naturalnymi składnikami ;)


Konsystencja i opakowanie


Balsam ma typową konsystencję balsamu. Porównywalną do maski drożdżowej Agafii, a nawet delikatnie gęstszy. Wygodnie nakłada się na włosy, czuć, że je otula i po chwili nadaje poślizg ułatwiający rozczesanie. Ładnie pachnie ziołowo, z nutą miodu i delikatną nutą drzew iglastych. Opakowanie wizualnie jest jak najbardziej na plus, ale otwór jest duży, więc nieostrożne przechylenie butelki spowoduje wylanie nadmiaru balsamu. Korek odkręcany, a mógłby być na klik i to z mniejszym otworem ;)


Moja opinia


Jest to mój trzeci balsam rosyjski. Zawiedziona zbyt lekkimi balsamami: domowym i specjalnym, zabrałam się za regenerujący. Zachęciły mnie oleje zawarte w składzie, gdyż poprzednie dwa balsamy wzbogacałam olejami i ich działanie zdecydowanie poprawiało się. Wersja regenerująca nie potrzebuje już dodatków. Balsam solo nałożony po myciu na 1-2 minuty ułatwia rozczesywanie, delikatnie wygładza włosy, ale nie obciąża nałożony na włosy u nasady. Nałożony na 15-30 minut wygładza bardziej, dociąża, ale może włosy u nasady zbytnio obciążyć (mam przetłuszczającą się skórę głowy, więc włosy u nasady reagują przyklapem na zbyt intensywną pielęgnację. Balsam sprawdza się świetnie jako codzienny balsam ułatwiający rozczesywanie lub jako nieco intensywniejsza odżywka dla włosów normalnych czy przetłuszczających się. Suche włosy będą potrzebowały czegoś więcej ;)


Miałyście ten balsam? Jakie balsamy rosyjskie możecie polecić? Mam balsam na łopianowym propolisie, które teraz pójdzie w ruch :) Polecacie?

wtorek, 6 sierpnia 2013

Zasób kosmetyków do włosów sierpień i denko

Denko


W lipcu nie zaliczyłam tak naprawdę żadnego denka włosowego - zostały mi produkty dosłownie na 2 użycia, więc dobiegły końca w pierwszym tygodniu sierpnia:

1. Receptury Agafii - Balsam ziołowy regenerujący - (recenzja)balsam dobry do ułatwienia rozczesywania nakładany na kilka minut (2-3 min) po myciu, nadaje się do wzbogacania. Nie odciąża, ale końce wygładza. Jest wiele podobnych balsamów, a ten ciężko dostać, więc mimo pozytywnego działania nie wiem czy kupię ponownie

2. Cien Oliwkowy olejek do masażu - nie umiem tak naprawdę oceniać olejów do włosów (do ciała nie przepadam). Żaden nie zrobił mi tragedii ani cudu na włosach ;) Chyba są tolerancyjne :P Oliwka Cien ma dobry skład i przyjemny świeży zapach. Nakładałam ją na suche lub mokre włosy, solo lub z maską. Włosy dzięki olejowaniu są elastyczne, lśniące. Nie wysuszył włosów, ani nie powodował trudności w zmywaniu. Świetnie nadawał się do maski z drożdży - tłumił ich zapach bardzo skutecznie. Powstawała cytrynowa bułeczka :) Jest to wersja limitowana, nie widziałam jej w Lidlu,  więc raczej nie kupię ponownie.

Jak widzicie oba produkty działają poprawnie, ale ich dostępność pozostawia wiele do życzenia i to jedyny powód, przez który raczej ich nie kupię. Produkty działaniem okazały się dobre, więc jeśli macie do nich dostęp to polecam wypróbować ;)

A co jeszcze widnieje w moich zbiorach:

  KOSMETYKI WŁOSOWE:


Szampony:

a) łagodne bez SLS, bez SLES:

b) oczyszczające z SLES:



Odżywki d/s:

a) bez silikonów


b) z silikonami:


Odżywki b/s



Wcierki:




Półprodukty i dodatki:

6. Aloes zatężony 200x
7. Mydełko Sesa (szampon, odżywka czy kuracja na wypadające włosy w jednym)

Henna:


1. Mumtaz


Oleje:


1. Babydream 
3. Olej arganowy zimnotłoczony nierafinowany
4. Olej sezamowy
5. Sesa o zapachu egzotycznym


Nowością są:

1. Receptury Agafii, Mydło cedrowe - ostatnio częściej swędział mnie skalp, więc korzystając z promocji w sklepie Ukryte w słowach (odbieram na miejscu w Lublinie) postanowiłam kupić "coś" ziołowego i rosyjskiego. Cedr skusił mnie właściwościami antyseptycznymi, więc mimo ciekawszych wersji zapachowych wybrałam właśnie jego. Pieni się super, głowa nie swędzi, olej domywa. A butelka z pompką 500 ml za 15 zł jest wygodnym i niedrogim rozwiązaniem ;)

2. Olej Sesa o zapachu egzotycznym - wypadanie zaczęło mnie irytować, nie martwić, ale irytować, gdyż staram się odżywiać zdrowo, nie stresować, tylko działać, a włosy lecą dalej. Postanowiłam dać szansę słynnej Sesie. Jak na razie efektów brak. Włosy lecą, jak leciały...

3. Mydełko Sesa - ma być uzupełnienem kuracji olejkiem, a także środkiem dodającym objętości. Szału nie ma, trzymanie godzinę powoduje szybsze przetłuszczanie, mimo zmywania mydełka szamponem. Może powinna mydlić szamponem 2 razy? Przy trzymaniu 15 min zmywa się dobrze i lekkie uniesienie u nasady jest widoczne ;)


Znacie te produkty? Może macie patent na ich zastosowanie, aby pokazały swoją "moc"? :)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Testuję z Maliną: Eveline ExtraSoft bioOLEJEK ARGANOWY Luksusowy balsam odżywczo-energizujący


Chciałabym przedstawić Wam kolejny produkt Eveline, który otrzymałam do testów w ramach Malinowego klubu.

Eveline BioHYALURON 4D KWAS HIALURONOWY Kremowy balsam do ciała SOS





Opis producenta



Ze strony Trendów Kosmetycznych:

Luksusowy balsam odżywczo - energizujący łączy zmysłową przyjemność stosowania ze skutecznością działania. Doskonale dobrana kompozycja cennych składników aktywnych, błyskawicznie przywraca skórze jędrność i elastyczność. 

Formuła wzbogacona o bioolejek arganowy i biokwas hialuronowy, w połączeniu ze szwajcarską recepturą, intensywnie odżywia i na długo nawilża skórę.

Działanie balsamu utrzymuje się przez 24 godziny, po zastosowaniu skóra staje się wyraźnie gładsza i bardziej miękka. Zniewalający zapach słodkiej pomarańczy działa pobudzająco na zmysły.
bioOlejek arganowy - nazywany płynnym złotem, pobudza naturalną odnowę komórek i jest prawdziwym „eliksirem młodości”. Działa łagodząco oraz pomaga odbudować hydrolipidową barierę naskórka.
bioKwas hialuronowy – intensywnie nawilża skórę, przywracając jej jędrność i elastyczność.
bioŻeń-szeń – regeneruje i odmładza, stymuluje odnowę naskórka i dodaje skórze niezbędnej energii.
Algi laminaria – wzmacniają strukturę skóry, rewitalizują i nawilżają.
Kompleks witamin A+E+F – poprawia jędrność i elastyczność.
D-panthenol + Alantoina – działają łagodząco i kojąco.








Skład



Balsam zawiera m.in. olej sojowy, mocznik, glicerynę, olej arganowy, masło shea, kwas hialuronowy, ekstrakt z alg Laminaria, ekstrakt z żeń-szenia, panthenol, alantoinę, wit. E.

Konsystencja, opakowanie



Balsam kupujemy w opakowaniu z pompką, które jest bardzo wygodne i higieniczne. Jest rzadszy niż SOS, tak jak krem ISANA kakaowa. Rozsmarowuje się dobrze, nie pozostawia smug, wchłania się szybko,  pozostawia tylko lekką, aksamitną warstwę. Pompka działa sprawnie, nie zacina się. Umożliwia precyzyjne dozowanie. Również to opakowanie ma naklejki z wszystkimi informacjami, które nie ścierają się.




Moja opinia

Balsam jest zdecydowanie lżejszy i rzadszy niż wersja SOS, ale to logiczne skoro SOS ma ratować suchą skórę, a Extrasoft odżywiać i energizować ;) Dlatego konsystencja jest adekwatna do zastosowania. Balsam rozsmarowuje się łatwo i szybko wchłania. Pozostawia cieniutką aksamitną warstewkę, więc brudzenie ubrań raczej nam nie grozi. Dobrze nawilża skórę, zmiękcza ją, ale przy suchej skórze polecałabym smarować się dwukrotnie (lub częściej) w ciągu dnia. Nie chroni tak dobrze jak SOS, ale jak wspominałam z założenia jest on lżejszy. Bardzo lubię jego zapach - może nieco chemicznej pomarańczy, ale jak najbardziej wpisuje się w energizujący kanon tego balsamu. Aczkolwiek przy częstym stosowaniu chemia pomarańczki zaczyna drażnić, więc cieszę się, że zapach czuć tylko podczas aplikacji.

Podsumowując:


+ pozostawia skórę nawilżoną, miękką, ale na krótko, warto powtarzać smarowanko 2x dziennie
+ nie podrażnia, koi podrażnienia posłoneczne
+ wygodne rozsmarowywanie i aplikacja
+/- świeży, cytrusowy zapach,wyczuwalny tylko podczas aplikacji, ale po dłuższym czasie męczy


Jeśli miałabym wybrać jeden z dwóch przedstawionych balsamów to postawiłabym jednak na Eveline BioHYALURON 4D KWAS HIALURONOWY Kremowy balsam do ciała SOS. Zwykle nie mam czasu smarować ciało dwukrotnie w ciągu dnia, a balsam energizujący jednak zbyt długotrwałego nawilżenia nie zapewnia. Skóra rano delikatnie prosi o dodatkową porcję. Zapach obu produktów nie powala na kolana, co prawda SOS pachnie o wiele gorzej, ale wersja pomarańczowa nie rzuciła mnie na kolana, aby mój nos przekonał mnie do wyboru jednak tego balsamu. Oba produkty warte wypróbowania ze względu na składy.


Produkt otrzymałam do testów z Malinowego Klubu, co nie miało wpływu na moją opinię.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Testuję z Maliną: Eveline BioHYALURON 4D KWAS HIALURONOWY Kremowy balsam do ciała SOS


Chciałabym przedstawić Wam kolejny produkt Eveline, który otrzymałam do testów w ramach Malinowego klubu.

Eveline BioHYALURON 4D KWAS HIALURONOWY Kremowy balsam do ciała SOS




Opis producenta






Ze strony Trendów Kosmetycznych:

Kremowy balsam do ciała SOS INTENSYWNA REGENERACJA, z innowacyjnym kompleksem bioHyaluron Plus Complex™, został opracowany specjalnie z myślą o codziennej pielęgnacji bardzo suchej, szorstkiej  i  wrażliwej skóry, wymagającej głębokiej regeneracji i odżywienia.
Unikalna formuła bogata w zaawansowane składniki aktywne, skutecznie stymuluje procesy odnowy komórek oraz dostarcza skórze niezbędnych lipidów, wyraźnie ujędrniając, zmiękczając i wygładzając. Skóra staje się aksamitnie gładka, sprężysta i miękka w dotyku. Kremowa konsystencja sprawia, że balsam łatwo się rozprowadza i szybko wchłania, nie obciąża skóry i nie pozostawia tłustej warstwy. Przyjemny, delikatny zapach zapewnia uczucie świeżości i komfortu.

Innowacyjna formuła bogata w zaawansowane składniki aktywne:

bioHyaluron Plus Complex™ – podwójna moc nawilżania! Wyjątkowe połączenie biokwasu hialuronowego i 5% UREA w jednej formule, intensywnie nawilża i chroni naskórek przed wysuszeniem.
Oligoceane™
– minerały wód termalnych północnej Bretanii nawilżają i wygładzają skórę, przywracając jej miękkość i elastyczność.
bioOlejek makadamia – silnie regeneruje i odżywia. Opóźnia procesy starzenia się, utrzymuje skórę w doskonałej kondycji.
Kompleks witamin (A, E, F) –
poprawia elastyczność i miękkość naskórka.

Rezultat:
szorstka skóra staje się gładka i aksamitna w dotyku.

Potwierdzona skuteczność działania*:
• skóra odbudowana (zmniejszenie szorstkości) do 43%
• skóra intensywnie wygładzona do 80%
• skóra głęboko nawilżona do 90%
* Test samooceny przeprowadzony w grupie 40 kobiet.





Skład




W składzie znajdziemy m.in. olej sojowy, glicerynę, mocznik, olej makadamia, kwas hialuronowy, panthenol, masło shea, ekstrakt z alg Laminaria, wyciąg z mułu morskiego oraz ekstrakt z muszli ostryg.



Konsystencja, opakowanie



Balsam znajduje się w opakowaniu z pompką, co jest bardzo wygodne i higieniczne. Co prawda ja jestem fanką maseł czy gęstych kremów do ciała, które ze względu na konsystencję są w słoiczkach, ale omawiany balsam dzięki kremowej, ale niezbyt zbytej konsystencji świetnie wydobywa się z butli. Jest gęsty, jak na balsam, tak jak krem ISANA oliwkowa (kakaowa jest rzadsza). Świetnie się rozsmarowuje na ciele, nie pozostawia smug, wchłania się dość szybko, ale pozostawia lekko tłustą, aksamitną warstwę. Wyjściowych ubrań nie nałożyłabym od razu, ale balsam stosuję po prysznicu wieczorem i zakładam koszulkę nocną, która balsamów się nie boi ;) Pompka działa sprawnie, nie zacina się. Umożliwia precyzyjne dozowanie - balsam wydobywa się przy lekkim naciśnięciu w minimalnej ilości, a jak wcisnę pompkę do końca to w większej. Nie lubię pompek, które dozują zawsze jednakową ilość balsamu, gdyż lubię czasem dołożyć mniejszą ilość. Poza tym opakowanie ma naklejki z wszystkimi informacjami: zastosowanie, skład, właściwości, które nie ścierają się i po kilku tygodniach stosowania są nadal wyraźne i czytelne. Nie lubię rozbieganych literek po butelce i rękach :P



Moja opinia


Balsam stosowałam zazwyczaj raz dziennie po wieczornym prysznicu. Aplikacja jest wygodna dzięki pompce, dodatkowo balsam rozsmarowuje się równomiernie bez smug. Wchłania się szybko zostawiając tłustą warstewkę. W dotyku jest w sumie bardziej aksamitna niż tłusta, ale czuć ochronę, co jest plusem dla balsamu stosowanego wieczorem. Koi suchą, zmęczoną słońcem skórę. Zdarzało mi się stosować te na suchą skórę. Wtedy tłusta warstewka pozostawała na dłużej, więc balsam jest za ciężki do stosowania rano - trzeba długo czekać z ubieraniem się, żeby nie zatłuścić materiału. Może zimą przy suchym powietrzu sprawdzałby się także stosowany rano, ale zgodnie z nazwą jest to SOS dla suchej skóry, więc jego bogata konsystencja jest jak najbardziej na miejscu. Jedynym zastrzeżeniem jest zapach - nie podoba mi się! Kojarzy mi się z męskimi perfumami, czy kremem starego typu (Pani Walewska?). Wolałabym brak zapachu a najchętniej jakąś wanilię czy coś przyjemnego ;) Ale zapach to kwestia gusty, po posmarowaniu ulatnia się, więc nie stanowi to problemu. Zdecydowanie działanie i konsystencja mi odpowiada, nawet bardziej niż w drugim balsamie Eveline, o którym napiszę wkrótce ;)

Podsumowując:


+ pozostawia skórę nawilżoną, natłuszczoną, miękką, wręcz aksamitnie gładką
+ nie podrażnia, koi podrażnienia posłoneczne
+ gęsta konsystencja, wygodne rozsmarowywanie i aplikacja

- zapach, ale na szczęście ulatnia się szybko
- może okazać się za ciężki na lato, dość długo się wchłania (ja nie uważam tego za wadę - wieczorem lubię nałożyć coś treściwego)


Produkt otrzymałam do testów z Malinowego Klubu, co nie miało wpływu na moją opinię.